Znamienną cechą stosunków między Wschodem a Zachodem w ciągu ostatniego roku jest naznaczający je poziom sprzeczności. Po wielkich zapowiedziach związanych z Aktem Końcowym z Helsinek nastąpiły ponure wydarzenia w Angoli. Znaczenie działań zmierzających do złagodzenia napięć w Europie zostało poddane w wątpliwość w związku ze stałym wzrostem siły militarnej Układu Warszawskiego. Nadzieję na swobodniejszy przepływ ludzi i idei osłabiły ostatnie godne uwagi przykłady utrzymujących się surowych ograniczeń. Na przemian migają czerwone, zielone i pomarańczowe światła sygnalizacyjne, a czasami wszystkie trzy zapalają się jednocześnie.
Nic dziwnego, że zachodnia opinia publiczna wydaje się postrzegać obecny stan stosunków między Wschodem a Zachodem z niejaką niepewnością, a nawet zdumieniem. Konsternacja nigdzie nie jest bardziej widoczna niż w zamieszaniu wokół całej koncepcji détente. Co to jest détente? Jakie jest znaczenie tego tajemniczego francuskiego słowa, które nie ma odpowiednika ani w języku angielskim, ani - co ważniejsze - w rosyjskim?
W niedawnej przeszłości niektórzy zachodni komentatorzy skłonni byli interpretować détente jako przyjaźń, koniec konfrontacji i początek ery współpracy. Obecnie rzadziej słyszy się tę optymistyczną interpretację. Z pewnością opinia zachodnia jest praktycznie jednomyślna, domagając się, aby détente doprowadziła w końcu do w pełni normalnych i naturalnych relacji. Obecnie jednak powszechnie uznaje się, że jest to cel długofalowy, a z punktu widzenia naszej strategii i celów na najbliższą przyszłość mamy do czynienia z zupełnie innym rodzajem zjawiska. W istocie, różnorodność interpretacji détente stała się tak duża, że niektórzy zachodni politycy oświadczyli ostatnio, iż nie zamierzają więcej używać tego słowa.
Wiele zamieszania wokół détente na Zachodzie można by uniknąć, gdybyśmy zwracali większą uwagę na to, co na ten temat mówią przywódcy radzieccy. Zupełnie szczerze określają oni parametry, w ramach których détente ma funkcjonować. W rozumieniu Rosjan détente jest synonimem pokojowego współistnienia. Jej podstawowym celem jest zapewnienie sposobu uregulowania stosunków między Związkiem Radzieckim a Zachodem, aby uniknąć bezpośredniej konfrontacji militarnej, a w szczególności wojny jądrowej.
Z drugiej strony, détente nigdy w zamierzeniu Rosjan nie miała na celu stworzenia stabilnego porządku światowego w oparciu o status quo. Przywódcy radzieccy z wielkim staraniem podkreślali, że Akt Końcowy z Helsinek nie oznacza zakończenia konfliktu ideologicznego między Wschodem a Zachodem. W istocie, w ich oczach détente stwarza większe możliwości kontynuowania tej konfrontacji. Obecnie w Afryce widzimy, co to może oznaczać w praktyce.
Warto zdać sobie sprawę z tego, co wydarzyło się w Angoli. Deklarując swoje przywiązanie do détente, Związek Radziecki i Kuba dostarczyły ogromne ilości nowoczesnej broni i wojska, aby wesprzeć rywalizujący ruch polityczny, który walczył o kontrolę nad od niedawna niepodległym państwem, znajdującym się daleko poza granicami głównych interesów narodowych Związku Radzieckiego oraz ustalonych wpływów radzieckich. Jest to jawne użycie siły militarnej w celu rozszerzenia radzieckiej strefy wpływów i stanowi bardzo poważne wydarzenie.
Niezwykłą cechą radzieckiej interwencji w Angoli jest fakt, że potężny przerzut uzbrojenia zadziałał pomimo utrzymywania linii komunikacyjnej o długości 8 tysięcy mil. Osiągnięcie to ilustruje wielki wzrost radzieckiej siły militarnej na skalę globalną.

Radzieckie czołgi bojowe T-72, po raz pierwszy publicznie pokazane latem ubiegłego roku, przetaczają się przez Plac Czerwony
Prowadzi mnie to do stwierdzenia kolejnego ważnego ograniczenia, jakie Związek Radziecki nakłada na zakres détente. Związek Radziecki nigdy nie widział sprzeczności między swoją koncepcją détente, a stałą rozbudową własnej siły militarnej. Nie mają żadnej trudności w pogodzeniu polityki pokojowego współistnienia ze wzrostem sił zbrojnych do poziomów przekraczających potrzeby obronne. Nie ma także wątpliwości, że jakość i poziom ilościowy uzbrojenia, wyposażenia i wyszkolenia wojsk Układu Warszawskiego stale się poprawia. Rośnie także nacisk na działania ofensywne.
Zatem tak wygląda radziecka wizja détente - w miarę stabilne stosunki z Zachodem na szczeblu międzyrządowym, ale kontynuacja aktywnej walki ideologicznej, w tym wsparcie dla każdego ugrupowania, które zdecydują się nazwać ruchem wyzwoleńczym oraz stały wzrost radzieckiej siły militarnej. Jakie strategie i taktyki powinien przyjąć Zachód wobec takiej polityki?
Strategie dla Zachodu
W tych okolicznościach realistyczna polityka wymaga, jak się wydaje, podejścia dwutorowego. Po pierwsze, wymaga ona od Zachodu wystarczającego potencjału wojskowego, aby zapobiec radzieckiemu ekspansjonizmowi. Po drugie, wymaga polityki, której celem będzie wspieranie bardziej naturalnych i normalnych stosunków. Sukces obu tych polityk zależy od zdecydowanego poparcia rządów i opinii publicznej dla długoterminowego utrzymywania czujnej postawy.
Pierwszy wymóg oznacza, że Sojusz powinien być wyraźnie postrzegany jako zdolny do wypełniania swojego podstawowego zadania, jakim jest powstrzymywanie potencjalnej agresji, a w przypadku jej wystąpienia - wyparcie napastnika z terytorium któregokolwiek z państw członkowskich. Zdolność odstraszania Sojuszu jest podstawą bezpieczeństwa każdego z jego członków. Gdybyśmy dopuścili do podważenia jego wiarygodności, bylibyśmy winni najpoważniejszej prowokacji - takiej, która kusi ideologicznego przeciwnika, by uznał, że agresja się opłaci.
Nie chcę przez to powiedzieć, że agresja ta musi koniecznie przybrać formę jawnie militarną. Niebezpieczeństwo jest w równym stopniu związane z presją polityczną. Wiemy, że obecni przywódcy radzieccy przywiązują wielką wagę do siły militarnej jako środka nacisku politycznego zarówno w Europie, jak i w innych krajach. Przyszli przywódcy radzieccy mogą jeszcze aktywniej dążyć do wykorzystania tego źródła wpływów politycznych.
Aby skutecznie odpowiedzieć na to wyzwanie, Sojusz musi podejmować rzeczywisty i trwały wysiłek. Musimy być gotowi przeznaczyć odpowiednie środki na utrzymanie wiarygodności tarczy odstraszającej. Jakiś czas temu było to stosunkowo łatwe. Mogliśmy polegać na strategicznej przewadze nuklearnej Stanów Zjednoczonych. Jednak czasy tej przewagi minęły i raczej już nigdy nie powrócą. Obecnie żyjemy w epoce w przybliżeniu parytetu nuklearnego. Oznacza to, że siły konwencjonalne znów mają ogromne znaczenie. Polityka NATO zależy od „triady", a w ramach tej triady, od odpowiednich sił konwencjonalnych oraz strategicznych i taktycznych sił jądrowych. Jeżeli nasze siły konwencjonalne osłabną, przywódcy państw zachodnich mogą stanąć w obliczu alternatywy - albo ugiąć się przed militarnym fait accompli (polityką militarnych faktów dokonanych) lub przed presją polityczną, albo uciec się do reakcji z użyciem broni nuklearnej. Ze swej strony Związek Radziecki stale zwiększa swoje siły konwencjonalne i jądrowe. Musimy nadal dbać o to, by nasze środki odstraszania militarnego były wystarczające, by wyeliminować pokusę użycia przeciwko nam swojej niewątpliwej siły, czy to w sposób wojskowy, czy polityczny.

Utrzymywanie strategicznej równowagi jądrowej. Próbne wystrzelenie amerykańskiego pocisku ICBM Titan.
Co więcej, musimy zmierzyć się z choćby najbardziej niewygodną prawdą, że stały wzrost siły militarnej Związku Radzieckiego będzie problemem, który będzie nam towarzyszył przez wiele kolejnych lat. Powinniśmy odpowiednio zaplanować naszą obronę. Nagłe wzrosty i spadki naszych wydatków obronnych w odpowiedzi na zmieniające się warunki ekonomiczne nie mają sensu ani w odniesieniu do potrzeb obronnych, które musimy zaspokoić, ani w odniesieniu do najbardziej oszczędnego wykorzystania zasobów. Potrzebny jest stały, niezawodny wysiłek zaplanowany na kilka lub kilkanaście lat.
Zdaję sobie sprawę, że obecne trudności gospodarcze, z którymi borykają się członkowie Sojuszu, mają swój wpływ na stosunek do budżetów obronnych. Jednak względy ekonomiczne w żaden sposób nie wpływają na rozwój i modernizację sił Układu Warszawskiego. Aby nasza postawa w zakresie odstraszania była wiarygodna, nie powinna ona być rozpatrywana w oderwaniu od potęgi militarnej Układu Warszawskiego, lecz w odniesieniu do niej.
Na tym tle można stwierdzić, że obecne działania zarówno Sojuszu jako całości, jak i jego poszczególnych państw członkowskich mogłyby być lepsze, ponieważ wśród członków Sojuszu są tacy, którzy robią więcej, i tacy, którzy robią mniej.
Niemniej jednak, nie opowiadam się za znacznym zwiększeniem wydatków obronnych Zachodu. Twierdzę natomiast, że po pierwsze, nie należy jednostronnie zmniejszać liczebności sił zbrojnych poza kontekstem porozumienia z Układem Warszawskim o nazwie Wzajemne i zrównoważone redukcje sił (MBFR). Po drugie, należy nieustannie dążyć do zapewnienia środków niezbędnych do utrzymania odpowiedniego wkładu w obronę Zachodu - właściwego w stosunku do zagrożenia militarnego, jakie dostrzegamy, a także odpowiedniego w stosunku do naszych możliwości gospodarczych. Ponadto musimy znaleźć sposoby na zwiększenie efektywności każdego dolara wydawanego na obronę.
Być może nie zawsze zdajemy sobie sprawę z tego, jak duży postęp w tym zakresie już się dokonał, dzięki takim działaniom, jak racjonalizacja i standaryzacja. W wielu obszarach podjęto ważne działania w celu powstrzymania rozprzestrzeniania różnych typów uzbrojenia wśród sił NATO, a także w celu zainicjowania skoordynowanych wysiłków na rzecz ujednolicenia systemów nowej generacji oraz poprawy wymienialności amunicji, paliwa i innych kluczowych materiałów.
Proliferacja została znacznie ograniczona, na przykład w zakresie przeciwpancernych pocisków kierowanych i rakiet oraz systemów obrony powietrznej krótkiego zasięgu. W całym Sojuszu trwają lub są planowane skoordynowane wysiłki w zakresie kolejnej generacji broni przeciwpancernej, pocisków ziemia-powietrze oraz pocisków przeciwokrętowych. Do lat 80. nowe działa artyleryjskie NATO będą miały znormalizowane parametry, tak że ich amunicja będzie prawie całkowicie wymienialna. Perspektywy standaryzacji amunicji do broni strzeleckiej piechoty są bardzo obiecujące; istnieje poważna możliwość całkowicie wymienialnej amunicji do przyszłych głównych dział czołgów; a paliwo do napędu głównego większości okrętów wojennych NATO będzie całkowicie wymienialne do 1980 roku.
Jest to zachęcające. Pozostaje jednak jeszcze wiele do zrobienia. W ostatnich miesiącach wzrosła świadomość potrzeby bardziej zdecydowanego podejścia. Na spotkaniach ministerialnych Sojuszu, które odbyły się w grudniu ubiegłego roku, ministrowie zgodzili się, że kwestiami tymi powinna zająć się Rada NATO. Zgodzili się również na utworzenie przy Radzie Komitetu Ad Hoc, którego zadaniem będzie przygotowanie konkretnego programu działań obejmującego interoperacyjność sprzętu wojskowego. Mogę Was zapewnić, że Sojusz będzie kontynuował te konsultacje z pełnym poczuciem ich pilności.
Zdaję sobie sprawę, że na Zachodzie istnieje nurt opinii, który kwestionuje pewność radzieckiego zagrożenia, która wystarczająco uzasadniałaby wszystkie te wysiłki obronne Sojuszu. Fakty same w sobie w dużej mierze odpowiadają na takie wątpliwości. Nie ma wątpliwości co do stałego i ogromnego wzrostu radzieckiej siły militarnej, praktycznie we wszystkich aspektach. Nie ma też wątpliwości co do aktywnej ideologicznej wrogości Związku Radzieckiego wobec Zachodu.
Oczywiście prawdą jest, że nie możemy mieć absolutnej pewności, iż w przypadku rezygnacji Zachodu z wiarygodności własnej siły odstraszania Związek Radziecki interweniowałby przeciwko członkom Sojuszu, czy to za pomocą bezpośredniej siły wojskowej, czy też nacisków politycznych, opartych na ukrytej lub jawnej groźbie użycia siły wojskowej. Nie jest to coś, co można udowodnić naukowo przed faktem. Nigdy nie można mieć całkowitej pewności co do intencji innej osoby, a tym bardziej innego rządu. Jednak, jak stwierdził Samuel Butler, „Życie jest sztuką wyciągania wystarczających wniosków z niewystarczających przesłanek". Z pewnością istnieją dowody - wystarczająco dużo twardych faktów - aby uznać interwencję radziecką w przypadku słabości Zachodu za co najmniej realną możliwość. Wiele osób określiłoby ten stopień prawdopodobieństwa jako znacznie wyższy. Jednak nawet jeżeli przyjmiemy, dla dobra argumentacji, że interwencja radziecka byłaby tylko jedną z wielu możliwości, czyż nie jest nadal kluczowe, aby zapewnić, że nigdy nie stanie się ona rzeczywistością? Gdybyśmy bowiem opierali naszą politykę na nadziei, że Związek Radziecki powstrzyma się od wykorzystywania okazji do interwencji, a później wydarzenia pokazałyby, że nasza nadzieja była nieuzasadniona, nie mielibyśmy, jak odzyskać naszej pozycji inaczej niż w wyniku wojny jądrowej.
Z pewnością żadna odpowiedzialna osoba na Zachodzie nie mogłaby rozważać podjęcia tak ponurego ryzyka. Z pewnością najbardziej oczywistym zdroworozsądkowym rozwiązaniem jest płacenie koniecznej składki, aby ubezpieczyć się od tak przerażającej ewentualności. A kiedy zdajemy sobie sprawę ze stawki w tej rozgrywce okazuje się, że jest to skromna składka, którą członkowie Sojuszu muszą zapłacić. Z pewnością średni koszt przypadający na mieszkańca państw natowskich jest znacznie niższy od tego, który płacą niektóre odizolowane, uzbrojone państwa neutralne za coś, co w każdym przypadku jest znacznie mniej skuteczną polityką bezpieczeństwa.
Poszukiwanie wspólnej płaszczyzny porozumienia
Dotychczas omawiałem pierwszy element dwutorowego podejścia Zachodu do stosunków ze Wschodem - potrzebę odpowiedniego odstraszania w celu zapewnienia bezpieczeństwa Sojuszu. Postawiłem tę kwestię na pierwszym miejscu, ponieważ uważam ją za najważniejszą. Jest to kluczowy czynnik warunkujący drugi element tego podejścia, czyli prowadzenia przez pewien czas polityki zmierzającej do moderowania postępowania Związku Radzieckiego.
Oczywiście niezbędne jest, żeby zarówno Zachód, jak i Wschód starały się znaleźć jakiekolwiek istniejące wspólne płaszczyzny porozumienia. Musimy zbadać wszelkie możliwości tworzenia i umacniania wspólnych interesów. Musimy być gotowi do negocjacji w konkretnych sprawach i mieć otwarte wszystkie dostępne opcje rozwiązywania sporów. Takie połączenie gotowości do negocjacji z gotowością do powstrzymania ekspansjonizmu radzieckiego, gdy tylko będzie to konieczne, daje największą nadzieję na stopniowe zbliżenie w nadchodzących latach. W istocie, to właśnie tym kierunkiem Zachód zdecydowanie podążał w ostatnich rozmowach ze Wschodem w takich obszarach jak KBWE, MBFR i SALT.
Krótkoterminowym celem układu SALT jest ograniczenie zbrojeń strategicznych, a długoterminowym - osiągnięcie redukcji ofensywnych zdolności strategicznych Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych. Dzięki traktatom z 1972 roku ograniczającym systemy obronne oraz porozumieniom z Władywostoku nakładającym limity na systemy ofensywne osiągnięto pewien sukces w realizacji celu krótkoterminowego.
Poprzez rozmowy w ramach MBFR1 staramy się osiągnąć bardziej stabilne stosunki wojskowe w Europie Środkowej przy niższym poziomie sił. W negocjacjach nad MBFR podstawowy problem wynika ze znacznej przewagi liczebnej żołnierzy i czołgów będących do dyspozycji sił lądowych Układu Warszawskiego w Europie Środkowej. Naszym zdaniem jest to główny czynnik destabilizujący sytuację na tym obszarze. Od początku negocjacji podstawowe stanowisko uczestniczących w nich zachodnich sojuszników wyrażało się w przekonaniu, że MBFR powinien doprowadzić do ustanowienia przybliżonego parytetu w sile ognia wojsk lądowych na tym obszarze, w postaci wspólnego pułapu oraz że należy zmniejszyć dysproporcje w liczbie czołgów. W grudniu ubiegłego roku, w nadziei na ożywienie negocjacji, uczestniczący w nich sojusznicy zachodni przedstawili w Wiedniu dodatkową propozycję włączenia do MBFR pewnych elementów jądrowych, pod warunkiem, że Układ Warszawski zaakceptuje podstawowe stanowisko Zachodu, w tym wspólny pułap i wycofanie radzieckiej armii czołgów. Chociaż Wschód skrytykował tę ostatnią propozycję, jest ona nadal zdecydowanie przedmiotem rozmów z Układem Warszawskim w Wiedniu i będziemy nadal nalegać na jej przyjęcie.
W szerszej perspektywie stosunków między Wschodem i Zachodem, w ubiegłym roku zakończyły się negocjacje KBWE. Akt Końcowy z Helsinek, mimo wszystkich swoich niedoskonałości, zawiera postanowienia ważne dla Zachodu, zwłaszcza w odniesieniu do kwestii humanitarnych. Jego ostateczne znaczenie będzie zależało od tego, w jakim stopniu obietnice z Helsinek znajdą odzwierciedlenie w rzeczywistości. Dotychczasowe przesłanki nie są pomyślne, ale jest jeszcze wcześnie i Zachód musi nadal mocno naciskać na wdrożenie postanowień przez wszystkich uczestników.
We wszystkich tych negocjacjach istotne jest, aby członkowie Sojuszu utrzymali wysoki stopień spójności politycznej, tak aby w każdym dialogu z Układem Warszawskim mówili jednym głosem. Doskonała spójność osiągnięta przez Zachód w negocjacjach KBWE, a obecnie w rozmowach dotyczących MBFR, miała ogromną wartość dla wzmocnienia pozycji zachodnich negocjatorów. Być może nie dość powszechna jest wiedza o tym, że mechanizm konsultacji politycznych w Kwaterze Głównej NATO odegrał znaczącą rolę w osiągnięciu tego wysokiego stopnia koordynacji. W szczególności polityka negocjacyjna wszystkich członków Sojuszu uczestniczących w rozmowach dotyczących MBFR jest ustalana w ramach NATO.
Czasami jestem pytany o koordynację między członkami Wspólnoty Europejskiej a pozostałymi członkami Sojuszu. Moim zdaniem, dążenie do większej współpracy i jedności europejskiej jest niezbędnym warunkiem wzmocnienia Sojuszu. Z zadowoleniem przyjmuję zawarte w ostatnim raporcie wezwanie premiera Belgii, pana Tindemansa, do kontynuowania działań na rzecz jedności politycznej i gospodarczej w dziewiątce państw. Z zadowoleniem przyjmuję również jego realistyczne uznanie faktu, że to właśnie Sojusz Północnoatlantycki zapewnia Europie bezpieczeństwo i stabilność oraz że w najbliższej przyszłości szanse na wspólną europejską politykę obronną są niewielkie. To rzeczywiście prawda. Nie oznacza to, że fakt ten w jakikolwiek sposób umniejsza rolę Europy w dziedzinie obronności, albo ogranicza potrzebę wzmocnienia europejskiego wkładu w obronę zbiorową w ramach Sojuszu. Jednak w przewidywalnej przyszłości Europa Zachodnia nie będzie w stanie sama się obronić ani odeprzeć ataku żadnego z głównych mocarstw.
Dopóki trwa taki stan rzeczy, Stany Zjednoczone mają do odegrania niezastąpioną i wręcz nadrzędną rolę w zakresie bezpieczeństwa europejskiego i atlantyckiego. Oznacza to, że wszyscy członkowie Sojuszu muszą postrzegać obronę jako zadanie zbiorowe, ze wspólną strategią i wspólnymi procedurami jej realizacji. W sferze politycznej oznacza to, że uznanie ścisłej współzależności członków Sojuszu musi być na pierwszym miejscu przy formułowaniu polityki przez rządy wszystkich państw członkowskich. Oznacza to, że chociaż zachodnioeuropejscy członkowie Sojuszu mogą poświęcać odrębną uwagę swoim szczególnym interesom i problemom, muszą zaakceptować zasadniczą potrzebę zapewniania ogólnego bezpieczeństwa Sojuszu na zasadach ogólnonatowskich. Wszystko to wymaga nieustannego, wytężonego wysiłku na rzecz koordynacji działań w ramach Sojuszu. Jestem całkowicie przekonany, że jest wola, aby się te działania zakończyły się sukcesem.
Znaczenie dobrze poinformowanej opinii publicznej
Podkreślałem długofalowy charakter zagrożenia ze strony Związku Radzieckiego i wynikającą stąd potrzebę konsekwentnej, długofalowej reakcji Zachodu - zarówno militarnej, jak i politycznej. Będzie to możliwe tylko wtedy, gdy rządy państw zachodnich i opinia publiczna uznają potrzebę długoterminowego utrzymywania silnej i zdecydowanej pozycji.
Właśnie tutaj tak ważne staje się istnienie w pełni poinformowanej opinii publicznej. Jedną z największych przewag, jaką Zachód ma nad reżimami totalitarnymi, jest siła odnowy nieodłącznie związana z demokratycznym stylem życia. Niezależnie od tego jak uciążliwy bywa proces demokratyczny, jest to jednak system polityczny o największym potencjale twórczego odmładzania się. Tylko dzięki temu, że rywalizujące ze sobą siły polityczne nieustannie uwzględniają opinię publiczną oraz idee, można na dłuższą metę uchronić społeczeństwo przed stagnacją. Równie ważne jest jednak, żeby pamiętać, że wspomniane demokratyczne procesy wymagają szczególnego wysiłku, aby debata polityczna odbywała się przy pełnym zrozumieniu i świadomości aktualnych realiów. Nie wystarczy powiedzieć, że opinia publiczna podejmie właściwe decyzje, gdy zagrożenia staną się oczywiste. Musimy zapewnić, że nastąpi to we właściwym czasie, aby można było podjąć skuteczne środki zaradcze.
Główna odpowiedzialność za jasne i zdecydowane przewodzenie opinii publicznej spoczywa na rządach państw natowskich. Mogą one jednak skutecznie reagować tylko wtedy, gdy będą miały poparcie wszystkich podmiotów mających możliwość wpływania na opinię publiczną w swoich państwach. Chodzi nie tylko o tych nielicznych, którzy sprawują władzę. Wsparcie, którego potrzebują rządy państw członkowskich jest szersze niż to, którego udziela elita. Musi być ono szeroko zakrojone i obejmować wszystkie grupy społeczne.
Jestem pewien, że czytelnicy Przeglądu NATO uznają, iż mają do odegrania znaczącą rolę w zapewnieniu, by opisana przeze mnie polityka - gotowość do negocjacji i przygotowanie do powstrzymania radzieckiego ekspansjonizmu, gdy tylko będzie to konieczne - została właściwie zrozumiana w ich państwach. Nie jest bowiem pochlebstwem stwierdzenie, że czytelnicy Przeglądu NATO należą prawdopodobnie do tych, którzy najlepiej rozumieją okoliczności, w jakich wszyscy się znajdujemy. Mogą oni wnieść realny wkład w zapewnienie stałego bezpieczeństwa Sojuszu, upowszechniając tę wiedzę tak szeroko, jak to tylko możliwe.
Musimy przekonać naszych obywateli, że robimy wszystko, co w naszej mocy, aby utrzymać pokój. Musimy też przekonać ich, że nasze wysiłki mogą odnieść sukces tylko wtedy, gdy będą oparte na spójności politycznej i sile militarnej o skali wystarczającej do przeciwstawienia się naciskom militarnym i politycznym. Wówczas będziemy mogli z ufnością stawić czoła stałym wyzwaniom, których musimy się spodziewać w nadchodzących miesiącach i latach.